|
Michał Kajka, Pieśni Mazurskie. Wstęp
Moje spotkania z Kajką
Kiedy w 1954 roku rozpoczynałem pracę w olsztyńskiej Stacji Naukowej Polskiego Towarzystwa Historycznego, nazwisko poety z Ogródka nie było mi obce, ponieważ problematyką mazurską zajmowałem się już w czasie studiów na KUL. Akurat tegoż roku 1954 ukazał się w warszawskim "Czytelniku" stosunkowo obszerny Wybór wierszy Kajki, przygotowany przez Igora Sikiryckiego, z przedmową dr. Władysława Gębika. Pamiętam, jak moja kierowniczka Emilia Sukertowa-Biedrawina szczerze gratulowała doktorowi tekstu o mazurskim pieśniarzu. Właśnie Kajka, obok Gustawa Gizewiusza, był największą miłością pani Biedrawiny. Do jej licznych zasług w dziele utrwalania pamięci o kulturze mazurskiej należy także uratowanie pokaźnej części jego spuścizny literackiej. Zbliżała się setna rocznica urodzin poety (1858-1958). Dzięki niezwykłej aktywności dr. Gębika został ogłoszony ogólnokrajowy Rok Kajkowski. Rzeczywiście, cała Polska zainteresowała się mazurskim poetą. Nawet mnie, młodego magistra, zaproszono z odczytem do jednej z radomskich szkół. Dostrzeżenie mojej osoby nie było przypadkowe, bowiem poprzedniego roku Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza zaproponowało ostródzkiemu bibliotekarzowi Tadeuszowi Orackiemu oraz mnie dokonanie nowego wyboru poezji Kajki poprzedzonego obszernym wstępem biografi cznym. Zgodziłem się, chociaż z pewną obawą, ponieważ Kajka był jakby własnością kierowniczki. Tymczasem ona chętnie zaaprobowała naszą decyzję, wyjaśniając, że do jubileuszu poety nie zdążyłaby się z tym uporać, poza tym miała już kłopoty ze zdrowiem. Chodziło wszak o książkę objętościowo dość pokaźną (blisko 400 stron druku). Zresztą my młodzi, również musieliśmy się bardzo spieszyć, niemniej zdążyliśmy, i wydawca mógł ją zaprezentować na głównych uroczystościach Kajkowych w Ogródku i Ełku (Zebrałem snop plonu…). Zanim przystąpiliśmy do pisania, dokładnie przypatrzyliśmy się twórczości i życiu tego poety, publicysty i działacza, zwłaszcza przed I wojną światową i w okresie plebiscytu (1919-1920). Okazało się, że chociaż konsekwentnie bronił on języka polskiego przed uciskiem germanizacyjnym, to jednocześnie był lojalnym obywatelem monarchii Hohenzollernów, układał nawet wiersze ku czci cesarza Wilhelma II. Mocno też utożsamiał się z pruską ojczyzną , w której przyszło mu żyć i pracować. Ostateczna zmiana jego poglądów politycznych i narodowych nastąpiła wraz z upadkiem Cesarstwa Niemieckiego (1918) i pod wpływem nieszczęsnego plebiscytu. Od tego czasu Mazury były dla niego częścią polskiej ojczyzny, podobnie jak dla Związku Polaków w Niemczech, z którym ściśle współpracował. Nasze poglądy zgoła nie odpowiadały ówczesnej "poprawności politycznej", głoszącej, że poeta zawsze czuł się Polakiem. Tak pisała Emilia Sukertowa-Biedrawina, a jej przekonania powielał w całej Polsce dr Gębik. Gwoli ich usprawiedliwienia trzeba dodać, że redaktorka opierała się na twórczości poety z okresu międzywojennego, a pochłonięta po 1945 roku rozlicznymi obowiązkami, nie miała możliwości prowadzenia nowych badań. Ku miłemu zaskoczeniu wyraziła jednak zgodę na publikację mego artykułu w redagowanych przez siebie "Komunikatach Mazursko- Warmińskich", w którym jeszcze wyraźniej zaakcentowałem ewolucyjną drogę Kajki do pełnej polskości. Jednakże, jak wiadomo, stereotypy, czy mity mają bardzo długi żywot. Kajka w opinii krajowej wciąż był niezmiennym symbolem świadomej polskości ludu mazurskiego, czego przykładem jest jego biografi a z 1972 roku pióra Jerzego Olesińskiego, wydana przez Naszą Księgarnię. Do problemu Kajki wróciliśmy z Tadeuszem Orackim w 1982 roku Olsztyńskie "Pojezierze" zaproponowało nam nowe wydanie jego poezji w naukowym opracowaniu (Z duchowej mej niwy). Przygotowaliśmy do druku m.in. kilka wierszy procesarskich, na co cenzura wyraziła zgodę. Niespodziewanie natomiast sprzeciwiła się zamieszczeniu w przygotowanym wyborze zbyt dużej liczby, jak orzekła, utworów religijnych. Znaleźliśmy się w kropce. Problem polegał na tym, że poeta, jako ewangelik głębokiej wiary, najpełniej realizował się właśnie w tworzeniu wierszy religijnych, refleksyjnych. Z tego też powodu napisał ich rzeczywiście bardzo wiele. Tymczasem ultimatum było twarde. Albo dostosujemy się do żądania cenzury, albo tom nie ukaże się. Musieliśmy ustąpić. Aby jednak nie zniekształcić proporcji poszczególnych części tematycznych w całości zainteresowań poety, odpowiednio usunęliśmy utwory poświęcone "macierzyńskiej mowie", procesarskie (zostawiliśmy dwa), dalej, opiewające uroki mazurskiej przyrody, wreszcie umoralniające, wytykające ludzkie przywary. Zarazem pamiętaliśmy, aby wśród religijnych uwzględnić przede wszystkim te, które po 1945 roku nie były jeszcze drukowane. Przyszedł rok 1989, a w ślad za nim likwidacja cenzury. Jeśli chodzi o Kajkę przecierałem oczy ze zdumienia. Zaczęto głosić, że dopiero teraz można pisać o jego procesarskim lojalizmie! Gorzej, nie chciano przyjąć ustalenia, że w okresie plebiscytu nastąpił proces jego identyfi kacji z państwem polskim, krótko mówiąc z Polską, i trwał do śmierci. W ramach poprawności politycznej pojawia się nowa teza, że "nie był ani Niemcem, ani Polakiem, lecz Mazurem". Tak, Niemcem nigdy, lecz w początkowej fazie życia czuł się pruskim Mazurem, a w ostatnich dziesięcioleciach - powtórzmy - Mazurem i jednocześnie Polakiem. Emilia Sukertowa (jeszcze nie Biedrawina), wraz z rozpoczęciem działalności na rzecz Mazur (1919), siłą rzeczy zainteresowała się postacią Kajki, który już od przełomu XIX/XX wieku związany był z ruchem polskim (Mazurska Partia Ludowa). Pragnęła poznać go osobiście, ale dwukrotnie przeszkodziły temu władze niemieckie (1923, 1930). Nawiązała z nim natomiast kontakt korespondencyjny, zwłaszcza, że każdego roku, zamieszczała jego utwory w swoich wydawnictwach: w "Kalendarzu dla Mazurów" od 1924, i w "Gazecie Mazurskiej" od 1925 roku. Kajka, chociaż opublikował już setki wierszy, wciąż nie posiadał osobnego tomu. Wprawdzie w 1906 roku redaktor "Mazura" Stanisław Zieliński proponował mu wydanie "zbioru poematów", ale przypuszczalnie wskutek jego rychłego wyjazdu ze Szczytna, zamiar nie został zrealizowany. Emilia Sukertowa-Biedrawina, doskonale wiedziała, że każdy poeta, a właściwie każdy autor, marzy o własnej publikacji. Poza tym chodziło jej o rzecz ważniejszą: o zaprezentowanie twórczości mazurskiego poety szerszej opinii publicznej, zwłaszcza w Polsce. Dlatego w 1926 roku zaproponowała poecie przysłanie kilkudziesięciu niepublikowanych wierszy. Aż tylu premierowych utworów Kajka nie posiadał, toteż wysłał redaktorce m.in. te drukowane przed I wojną światową oraz w czasach plebiscytu. Myślę, że podjął słuszną decyzję, wszak były one już niemal całkowicie zapomniane lub w ogóle nieznane. Pieśni mazurskie ukazały się w 1927 roku, ale ich druk stanowił wydawniczą zagadkę, którą bez wyjaśnienia redaktorki byłoby trudno zrozumieć. Na karcie tytułowej Pieśni czytamy: Nakładem "Gazety Mazurskiej" Warszawa. Na innym egzemplarzu, który mam w swoich zbiorach, napis jednak głosi: Nakładem "Mazurskiego Przyjaciela Ludu" w Olsztynie. Druk J. Pieniężnej w Olsztynie. Jak po latach wspominała redaktorka, rękopisy Kajki przekazał jej w 1926 roku olsztyński konsul Józef Gieburowski. Ona zaś drukowała je w kolejnych numerach "Gazety Mazurskiej" w Warszawie, a skład przetrzymywała, aż uzbierała cztery arkusze drukarskie, czyli 64 strony. Trzy tysiące egzemplarzy książeczki z nadrukiem olsztyńskim odebrał dla działaczy ruchu polskiego na Warmii i Mazurach, celem dalszego kolportażu, wciąż pomocny konsul Gieburowski. Ten kamufl aż był potrzebny, aby uniknąć zarzutu Niemców, iż jest to nielegalny przemyt polskiej literatury. Natomiast pięćset egzemplarzy z nadrukiem warszawskim przeznaczono na użytek krajowy. Ponieważ wydane w 1927 roku Pieśni mazurskie nigdy nie doczekały się reedycji, stąd zrodziła się koncepcja wydania niniejszego druku. Janusz Jasiński |
|||||||||
|